W drodze do Sno
Po pierwszym spędzonym dniu w Kazbegi, przyszedł czas zobaczyć co czai się w okolicy. Jako kolejny punkt zaplanowałem pieszą wędrówkę do Sno. Długość całej trasy to około 8.5 km (w jedną stronę). Droga przechodzi przez wioskę Pansheti oraz Achkhoti. Mijając Sno, można dojść do Juty, która oddalona jest o kolejne 12 km.
Po drugiej stronie rzeki Terek
Kwaterę opuściłem około ósmej rano. Postanowiłem pójść przeciwną stroną rzeki Terek, tak aby zahaczyć o wioskę Pansheti i ominąć asfaltową drogę. Na początku wędrówki natrafiłem na psa, który przyłączył się do mojej wyprawy. Nowy kolega był całkiem pokaźnych rozmiarów, więc stwierdziłem, że będzie z niego dobry ochroniarz :-).
Uciekające konie
W połowie drogi do Pansheti usłyszałem ujadanie psów. Po chwili zobaczyłem jak uciekają przed nimi konie. Spotkany pies również nie poczuł się zbyt pewnie i w pierwszym momencie zaczął uciekać. Pojawił się spory dylemat czy wracać, czy iść dalej. Nie dało się ich obejść, a powrót zająłby kolejne 45 minut. Po namyśle stwierdziłem, że chyba nie zostanę potraktowany lepiej niż konie. Jako że galopem biegać nie umiem, to z bólem zdecydowałem się zawrócić na Gruzińską Drogę Wojenną.
Wodna przeszkoda
Oczywiście nie mogło obyć się bez kolejnych przygód. Wracając stwierdziłem, że pójdę krótszą drogą. Przed samym mostem do Kazbegi, okazało się, że jest ona zalana i przez środek płynie strumień... Niestety był on na tyle głęboki, że nie dałoby rady przejść bez przemoczenia butów. Temperatura wody również nie zachęcała do kąpieli.
Może tak po murku?
Chodziłem wzdłuż strumienia, kombinując jakby tu przedostać się na drugą stronę. Najpierw rzucił mi się w oczy pewien murek. Trzymając się drutu kolczastego można było przejść nad małym wodospadem. Jednak gdy tam stanąłem... zwątpiłem w jego wytrzymałość. Wizja zawiśnięcia na drucie kolczastym nad wodą nie zachęcała, więc odpuściłem.
Zbudować most?
Rozglądając się po okolicy zobaczyłem spore skupisko kamieni. Stwierdziłem, że spróbuję zbudować przejście. Niestety kamienie były za niskie i chowały się pod wodą. Łażąc w tą i z powrotem nosiłem kolejne, próbując znaleźć odpowiedni. Pies aż z wrażenia usnął. Zmagałem się z tym dobre pół godziny, ale wszystkie kamienie, które dało się unieść, były za małe. W końcu odpuściłem i byłem zmuszony znów zawrócić.
Przez Achkhoti do Sno
Po jakiś 2-3 godzinach od opuszczenia kwatery, znalazłem się z powrotem w punkcie wyjścia, czyli w Kazbegi. Była dopiero godzina 11:00, więc nie marnując czasu postanowiłem dotrzeć do Sno Gruzińską Drogą Wojenną. Trasa okazała się całkiem przyjemna, poza prażącym po karku słońcem (czapka z daszkiem lub chusta to obowiązkowe wyposażenie w górach). Powalający krajobraz rekompensował wcześniejsze przygody.
Skręcając z Drogi Wojennej do Achkhotii, zrobiło się jeszcze ładniej. Stamtąd pozostało już tylko kilka kilometrów. Po drodze spotkałem Gruzina, z którym chwilę porozmawiałem po polsko-rosyjsko-gruzińsku. Magiczne zdanie "ja z Polszy" zadziałało bez zarzutu. Niestety zaproszenia na czaczę (gruzińska wódka) nie dostałem :-).
Sno
Wioska Sno okazała się bardzo mała. Cudem znalazłem tam niewielki kiosk, w którym kupiłem wodę i coś do jedzenia. Jedyną atrakcją w okolicy była wieża obronna. Mimo wszystko warto było wybrać się na taką wycieczkę, choćby dla krajobrazów wokół.
Powrót
Drogę powrotną postanowiłem pokonać stopem. Jednak w okolicy jeździło bardzo mało samochodów. Szczęśliwie pierwszy, który zobaczyłem, podrzucił mnie do głównej drogi. Stamtąd złapałem w ciągu kilku minut kolejnego stopa, prosto do Kazbegi. Niestety pies musiał zostać, ale dzielnie wytrwał ze mną około 15 km.
Uwaga zły pies
W Gruzji jest mnóstwo psów kręcących się po wioskach i okolicach. Jedne są przyjaźnie nastawione, a inne nie. Najgroźniejsze są psy pasterskie, które pilnują stada. Gdy wkroczymy na ich teren, mogą zaatakować. Wszystko zależy od naszego szczęścia i ostrożności.
Jako że nie miałem nawet kijków trekkingowych, to postanowiłem zainwestować w polecanego Dazer II (cena to około 120 zł). Jest to urządzenie emitujące ultradźwięki na częstotliwości niesłyszalnej dla człowieka. Dla zwierząt jest nieszkodliwe, ale bardzo nieprzyjemne, co sprawia, że uciekają.
W okolicy Kazbegi było dość spokojnie i ani razu nie użyłem tego sprzętu. Natomiast w Mestii zdarzyło mi się kilkukrotnie go przetestować i muszę przyznać, że działa całkiem dobrze :-). Po użyciu Dazera, pies biegnący na mnie, zrobił obrót w powietrzu o 180 stopni i uciekł w podskokach. Większe psy wyglądały na wyraźnie zaskoczone i odsuwały się. Ogólnie polecam.